Recenzje
RECENZJA ALBUMU „MĘSKI BURDEL” – PAPIER ART
Tomasz Mars. „Męski burdel”. Metal Mind Productions 2006.
Już sam tytuł ustawia słuchacza w pozycji specyficznej. Oto bowiem sięgać trzeba po prostu po „Męski burdel”. No, może i męski, ale zaraz tam burdel. Wszystko jest w najlepszym porządku (chociaż rzecz sprzedajna, tzn. sprzedawalna). Na debiutanckim krążku Tomasza Marsa są (załóżmy) same męskie dźwięki, składające się dowolnie: w muzyczną propozycję imprezową lub w wieczór kabaretowy, albo w poetyckie opowieści nieprzyzwoite, w podporę nie nazbyt wulgarnych tekstów oraz w kobiece kształty (jeśli słuchacz sobie zażyczy i włączy wysiłek wyobraźni, przy czym testy mogą być pomocne, szczególnie ostatni, 11 kawałek).
Do tego wszystkiego wykonawca okrzyknięty już został przez współczesnych: „Jerzym Połomskim rock and rolla”! To plotka, ale nośna. Chodzą też słuchy, że debiut fonograficzny młodego kompozytora, piosenkarza i konferansjera, Tomasza Marsa, to zjawisko oryginalne i intrygujące.
Tak, Tomasz Mars jest owym nowym ”Połomskim”, śpiewa, pisze muzykę, bywa konferansjerem. Udzielał się spektaklu muzycznym „Pan Kazimierz”, którego tematem był krakowski Kazimierz, grywał i gra nadal koncerty w krakowskim klubie Alchemia, wreszcie – nagrał swoją pierwszą płytę, na którą teksty napisał Michał Zabłoci (Pan Poeta). Dla porządku: Michał Zabłocki to poeta warszawsko-krakowski znany przede wszystkim z piosenek w repertuarach Grzegorza Turnaua i Agnieszki Chrzanowskiej oraz z nowatorskich poetyckich działań medialnych nazwanych „Multipoezją”.
Tymczasem szczęśliwcy, którzy koncert marsowy widzieli, mówią, że Tomasz Mars to multi-mocna i multi-interesująca osobowość (wiedzę zasięgnęłam z Internetu, więc nie biorę pełnej odpowiedzialności za ten osąd). Ale piosenki o osobowości też świadczyć mogą, więc osobiście polecam (i poświadczam) multi-osobowość zawartą w utworze „Jawa czy sen” i w „Barbarzyńcy”.
Pomimo „ochów” i „achów” nad oryginalnością przedsięwzięcia, powinno się pamiętać, że było kilku podobnych panów. Ot, na przykład (wciąż jest) Mariusz Lubomski. W obu przypadkach wykonawczych muzyka jest dość prosta, acz energetyczna i taneczna, i wspiera teksty, nierzadko prześmiewcze (nie wprost). Nie mniej zauważyć należy, że Tomasz Mars jest młodszy (od Lubomskiego), co nie jest żadnym argumentem, lecz jest dodatkową możliwością, którą prawdopodobnie Mars wykorzysta (jeśli nie jest gościem z kosmosu). Tym bardziej, że (znów plotki, plotki!) ma duże obycie sceniczne i podobno – nieodparty urok.
Gdyby ta płyta była tortem, to okazałoby się, że warstwa muzyczna debiutu i warstwa tekstowa, są najwyższej próby, i że „Męski burdel” jest przekładańcem wielu talentów i energii twórczej kilku zdolnych ludzi. Na dowód tego podejrzenia – sprawdza się jako przerywnik w wieczornym, gadającym radiu, można przy krążku zorganizować tzw. domówkę (nie za dużą), można skupić się na tekście potem i cytować – rymować ku uciesze lub dezorientacji słuchaczy. A poezja użyta w tymże specyficznym burdelu nie jest kompromisowa (raczej… nie). Zacytuję najbardziej użyteczne fragmenty: „No muskaj ją muskaj, aż spadnie z niej łuska..” a także dla równowagi: „No muskaj go muskaj, niech leży jak kluska…” (piosenka „Oddany mężczyzna” czyli wiersz za 300 zł. Zabłocki pisuje czasem bezpośrednio na życzenie publiczności.) Ale to inna (choć równie ciekawa) kwestia.
Wracając do (na?) Marsa – Tomasz to piosenkarz tak jakby zbuntowany lub lepiej – silnie zorientowany płciowo, o czym zresztą śpiewa (patrz „Pięć kobiet”). I tego faktu należy się trzymać, by odsłuch przebiegał satysfakcjonująco. Więc choć to ciekawa rzecz, nie jest nad wyraz oryginalna w przestrzeni brzmień i wokalnych pomysłów. Ale właśnie owa prostota sprawia, że do „Męskiego burdelu” można wracać z przyjemnością i bez podtekstów.
Chociaż czasem wydaje się, iż jest to kronika kryminalna, a nie męski burdel! A w tym kontekście nadzwyczaj intrygująco brzmi twierdzenie Tomasza Marsa, że wciela się w postaci, o których śpiewa, a postaci owe śnią się poecie Zabłockiemu. Z takiego miksu musiało wyjść coś nieobojętnego. Fanom powyższej twórczej spółki przypomnę, że Poeta i Wykonawca planują współpracę na dłużej, można podobno liczyć na kontynuację burdelowych opowieści.
A, i jeszcze notka, o piosence – „Jestem pedałem przy twoim rowerze” – jest przereklamowana (albo dopiero będzie). A, i jeszcze taka informacja – Metal Mind Productions wydało „Męski burdel” co nie jest wcale takie dziwne. Po analizie 11 kawałka, można zrozumieć zaufanie, zdawałoby się odległego brzmieniowo, wydawcy. Prometalowe wątki można odnaleźć, lecz nie w muzyce. Muzykę pisał sam (niemetalowy) wykonawca, brzmienia nagrań pilnował Marek Bychawski, producent albumu. Autorem aranżacji jest Tomasz Hernik (instrumenty klawiszowe, akordeon, puzon) i zespół: Krzysztof Łochowicz – gitara elektryczna, Dominik Klimczak – perkusja, Marek Mars – gitara basowa.
Miłka O. Malzahn, Papier Art
RECENZJA ALBUMU „MĘSKI BURDEL” – DZIENNIK POLSKI, 5 STYCZNIA 2007
W tekstach dwuznaczności, talent – jednoznaczny.
Tomasz Mars ma (mnemotechnicznie) dobre nazwisko, ma talent, naukę u Andrzeja Zaryckiego i pokłady wdzięku, jaki prezentuje na estradzie (…) śpiewa znakomicie, z werwą, potrafi stworzyć nastrój, przyciągnąć uwagę, łączy pierwiastek liryczny i żywiołowy, ma świetną dykcję. Okazał się przy tym zdolnym autorem muzyki; stworzył melodyjne rockowe kawałki, do słuchania i tańczenia. Zaaranżowane lekko, nowocześnie – naprawdę wpadają w ucho. I pierwsza, tytułowa i kolejne – „Pedały, „Motorowy”, „Oddany mężczyzna”, „Szafa gra”, „Pięć kobiet”, „Riki tak”. Tematyka to jednoznacznie erotyczna, raz jest mrocznie, raz z lekka wyuzdanie. Jak to w alkowie…. Michał Zabłocki balansuje na cienkiej linii dwuznaczności, na ogół jednak bardziej muska, niż świńtuszy wprost, bardziej operuje metaforą, niż epatuje wulgaryznami. Niewątpliwie miał Zabłocki intuicję, że taki frywolny i prowokujący repertuar może obronić właśnie ten artysta. I jeszcze uwaga! w środku, oddzielnie, wiersze Zabłockiego; te już absolutnie świńskie. Zresztą sam autor zastrzega: błagam, nie dawajcie do czytania dzieciom i młodzieży poniżej 30-go roku życia!. I wie, co pisze, bo też wie świetnie, co zrymował; fuj! Płyty natomiast mogą słuchać bez obaw nawet 16-latki.
DZIENNIK, 6 listopada 2006, Hubert Musiał, Recenzja z albumu „Męski burdel”
Męczennik, prowokator, showman, trefniś i dojrzały wokalista, obdarzony mięsistym, bardzo rockowym głosem – oto Tomasz Mars, debiutant i nadzieja piosenki poetyckiej. Wprawdzie tytuł jego debiutanckiego albumu „Męski burdel”, na pierwszy rzut oka ma niewiele wspólnego z poezją, ale też kto książkę ocenia po okładce?
Tomasz Mars, to wypadkowa estradowego profesjonalizmu, i dowcipu Andrzeja Rosiewicza oraz maleńczukowskiej skłonności do wsadzania kija w mrowisko. Z tym zastrzeżeniem, że Mars nikogo nie udaje.
Mimo to usłyszenie jego piosenek w mediach graniczy z cudem. A szkoda, bo Mars, który estradowe szlify zdobywał pod okiem i uchem Andrzeja Zaryckiego, słynnego kompozytora związanego z Piwnicą pod Baranami, umie dojrzale połączyć kameralną aurę piosenki poetyckiej z aktorską interpretacją, rockowym pazurem i skandalem. Co najważniejsze jednak, potrafi nie tylko bulwersować, ale też bawić. Bezlitośnie naigrywa się z naszych uprzedzeń i skrywanych tęsknot („Męski burdel”, „Jawa czy sen”), ale też z powodzeniem igra z konwencją sądowego reportażu („Sprawa Andrzeja” i mrocznej, barowej opowieści („Ballada o Sławku”). Często przy okazji snucia historii wokaliście wymyka się jakieś nieparlamentarne słówko, ale w ustach Marsa nawet wulgaryzm brzmi jak kunsztowna metafora. W istocie też nią jest, bo autorem szokujących, nieco perwersyjnych tekstów do piosenek Marsa jest krakowsko-warszawski poeta Michał Zabłocki (ten, który pisze wiersze na murach, w internecie, a nawet… stojąc na głowie). Na „Męskim burdelu” słowa, nawet te brzydkie, bledną w konfrontacji z estradowymi możliwościami Marsa.
Hubert Musiał, krytyk muzyczny
RECENZJA PŁYTY „MĘSKI BURDEL” – GAZETA WYBORCZA
Tomasz Mars – daleko od szosy
Michał Zabłocki zdecydował, że to właśnie ten wokalista będzie śpiewał jego „Wiersze skandaliczne”. Do perwersji zawartej w tych tekstach musiał się przekonać. Ma 26 lat, świetny głos i sporo uroku. Przygotował debiutancki koncert i materiał na płytę pod nazwą Męski Burdel. W Krakowie trwa moda na Marsa.
Tomasz Mars pochodzi z Nowej Huty. To właśnie tam, jak mówi – daleko od szosy – w Domu Kultury spotkał Andrzeja Zaryckiego, słynnego kompozytora związanego z Piwnicą pod Baranami. Nauczył mnie tego, co najważniejsze. Żeby piosenka coś niosła, żeby łapać kontakt z publicznością. Kiedy wokalista uczy się śpiewać koncentruje się na ćwiczeniach przepona-gardło, a najważniejsza rzecz (interpretacja) umyka – opowiada Tomek Mars. Potem Tomek trafił do Loch Camelota. Basia Stępniak-Wilk zaprosiła go do udziału w Wieczorach Nieperwersyjnych, na które złożyły się teksty jej autorstwa do muzyki Olka Brzezińskiego.
Przełomowym momentem w karierze Marsa było spotkanie z poetą Michałem Zabłockim. Zobaczyłem Tomka pierwszy raz w Piwnicy Pod Baranami w wieczorze Lidii Jazgar w piosenkach mocno poetyckich. Spodobał mi się, bo ma rzadką cechę: łączy umiejętność zachowania się na scenie bez instrumentu i bez przebierania palcami po klawiaturze z umiejętnością interpretacji i dobrą dykcją. Potem był program całkiem odmienny: rockowy i taneczny, a jeszcze później, koncert młodych krakowskich wykonawców dla Ojca Świętego, który organizowałem. To jak Tomek tam zaśpiewał utwierdziło mnie w przekonaniu, by zrealizować mój pomysł: połączyć dwie osobowości Tomka – poetycką i rozrywkową, zrobić coś, czego jeszcze nie widziałem – żeby muzyka do tańca była o czymś, żeby była ostrzejsza i bezkompromisowa, mocniejsza niż zwykle jest piosenka poetycka.
Z wielu tekstów jakie mu podsunął Michał Zabłocki Mars wybrał te najbardziej poetyckie. Jak zobaczyłem co wybrał to zrozumiałem, że to będzie drugi Turnau. Powiedziałem mu: Tomek, to chyba jednak nie tędy droga, zaproponowałbym ci te ostre, bo to będzie wyróżnialne, takich tekstów nikt nie śpiewa, przynajmniej z osób bawiących się tym rodzajem muzyki.
Tomek musiał się przekonać do tekstów ostrych i prowokujących. Zdecydował na tak, ale to była odważna decyzja, bo w ten sposób mocno się określił. Niewinność Tomka była jednak tylko zewnętrzna. W środku – mówi – była, jak to w człowieku, dyskretna chęć prowokacji. Potem zaczęli się wzajemnie nakręcać, stało się coś, o czym marzy każdy kompozytor i wokalista: żeby mieć żywy kontakt z autorem tekstu. Tomek napisał do większości tekstów muzykę i dobrał zespół instrumentalistów (Marek Mars, brat Tomka gra na gitarze basowej, Krzysztof Łochowicz na gitarze elektrycznej, Tomasz Hernik na puzonie, akordeonie i instrumentach klawiszowych, a na perkusji Dominik Klimczak). I tak powstał Męski Burdel. Pierwszy koncert zagrali w warszawskiej Harendzie. Stale koncertują w Krakowie.
Cynizm, przekora, żart, dwuznaczność w tekstach, mroczny urok undergroundowych ballad, mocne uderzenie perkusji, rockowa gitara elektryczna i pociągający głos wokalisty. Przy tej muzyce z elementami lekkiego skandalu mogą pobawić się osoby, które chodzą na koncerty bardzo poetyckie. To spektakl z pogranicza liryczności i przebojowości, w którym główną rolę grają inteligentne teksty i dobrze odegrane przez Tomka ludzkie charaktery i słabości, o których te teksty opowiadają. Klimat koncertów wzbogaca interesująca scenografia w wykonaniu Moniki Wścisło, projektantki mody i scenografki, która w życiu Tomka odgrywa szczególną rolę…
My jeszcze nie wiemy do końca jak zareaguje na Męski Burdel szersza publiczność, bo dopiero się do niej przymierzamy, ale już widać, że coś z tego będzie – kończy rozmowę Michał Zabłocki. Nie trzymajmy ich więc w niepewności i zanim Mars zaatakuje szeroki rynek muzyczny, udajmy się do Krakowa na kolejny koncert. Tam, daleko od szosy, w kameralnym anturażu rozgrywa się zapowiedź niezłej sztuki.
Małgorzata Kucab, Gazeta Wyborcza
RECENZJE ALBUMU „MĘSKI BURDEL”:
PRZECZYTAJ RECENZJĘ Z ALBUMU „MĘSKI BURDEL” NA STRONIE DJ FABIAN