Wojciech Fułek o zbiorze wierszy „Koleżanki mojej żony, czyli Blogostan_02” Michała Zabłockiego
Błyski flesza do autoportretu poety
Mało poetycki tytuł nadał – nieco prowokacyjnie i przewrotnie – swojemu kolejnemu już tomikowi wierszy Michał Zabłocki . Mimo, że „Koleżanki mojej żony czyli błogostan_02” to już jego dziewiąta poetycka książka, autor wciąż znany jest bardziej jako twórca doskonałych skądinąd tekstów piosenek m.in. Grzegorza Turnaua czy Czesława Mozila oraz pomysłodawca licznych artystycznych happeningów i zdarzeń („Wiersze na murach”, „Wiersze chodnikowe”, czaty, blogi i kalendarze poetyckie). Może dlatego , że jego wiersze trudno jednoznacznie zaklasyfikować, zaszufladkować i jakoś nazwać, przez co ta twórczość ciągle wymyka się „poważnym” krytykom? Może to i lepiej?
Ernest Bryll trafnie pisze zatem o tych wierszach, że „są takie biegające po chaszczach poezjowania. Nie po grzecznych, nie po dostojnych traktach, a gdzieś po rowach. Tam czyhają tacy, jak ksiądz Baka.” To z pewnością nieco ekscentryczny patron, ale nie z jego powodu warto po najnowszą książkę Zabłockiego sięgać w wolnych chwilach. To na pewno nie jest bowiem klasyczny tomik wierszy, tylko raczej zbiór bajek, przypowieści, filozoficznych powiastek z morałem, czy sentencji i złotych myśli, przybranych w oryginalną, nietypową formę – do której autor nas już trochę zresztą przyzwyczaił swoimi piosenkami. I jeśli ktoś potrafi się w nie (mowa zarówno o tekstach piosenek, jak i o wierszach) wsłuchać, zawsze odkryje w nich drugie, a czasami nawet trzecie dno. „Wszystko co złe napędza strach”, „człowiek jest maszyną do zapominania”, „prawda jest niepozorna, a pozory niezgodne z prawdą”… To tylko kilka z błyskotliwych poetyckich „zdziwień”, lokalizowanych najczęściej (ach, ta akcentowana niemal na każdej stronie książki „do-słowna” przewrotność autora) w miejscach mało spektakularnych i widowiskowych, w których wiersz nie ma przecież szans się ujawnić. Poczta, poczekalnia, urząd, stacja benzynowa, kuchnia ze zlewem pełnym naczyń i garnków. To „naturalne” środowisko, w jakich rodzą się wiersze Zabłockiego. Tam właśnie odnalazł on swoje rowy i chaszcze, o których pisał Bryll. Na tym literackim poboczu raz odnajdziemy zabawne – na pozór – wierszyki („Przyszedł wierszyk do doktora”, „Kruk i sowa”), innym razem baśniowe przypowieści („Bajka o uchu igielnym”, „Królewna” – które stanowią de facto społeczno-polityczną diagnozę nie tylko polskiego społeczeństwa) czy niewinną (?) grę słów („Duperel w formalinie”, „O prawdzie”). Ale z tekstami, pisanymi „sympatycznym” atramentem (można je poprawnie odczytać, wykorzystując magiczną wiedzę swojego umysłu), sąsiadują sprawy ostateczne, bo przecież już „przepowiedziano koniec świata”. Czasami jest to, co prawda „koniec świata zaledwie jednoosobowy” („Na pogrzeb Wisławy Szymborskiej”), po którym „znów otwierają wesołe miasteczko/uruchamiają starą karuzelę”, bo przecież nikogo „końce światów nie powinny dziwić”. I nie dziwią, zwłaszcza, że pewnym wytrychem do tych wszystkich światów – realnych i poetyckich – jest najczęściej pamięć i zapominanie. Człowiek – kruche naczynie na wspomnienia. Z których poeta może skonstruować nie tylko skromny tomik, ale i czerpać do woli. Pamięć, która jednak może być zarówno bogactwem, jak i przekleństwem. Bo „słowa dźwięczą w uszach i nie dają spokoju/Obrazy przewalają się przed oczami i nie pozwalają zasnąć/Dźwięki odkładają się gdzieś w mózgu i drążą go bez wytchnienia/Człowiek jest maszyną do zapominania/Ale jak każde urządzenie czasami się psuje” . Dlatego zapominanie jest ważne „bo wszystko, co naprawdę głupie, wynika z długiego namysłu/To, co mądre, przychodzi szybko, ale też szybko uchodzi”.
Zabłocki lubi prowokować swojego czytelnika – dosłownie i w przenośni. Prowokować nie tylko do myślenia, ale czasami do sprzeciwu, sporu czy nawet oburzenia. Bo czyż kolejną autorską prowokacją nie jest zachęta do milczenia, bo tylko „całkowite milczenie jest najbardziej efektywne”. Dlaczego? „bo jak długo można psuć bezkarnie/ Coś, co było sprawne od stworzenia świata”? Stąd kolejny przewrotny apel do czytelnika tych wierszy : „milcz i doradzaj milczenie”.
Poezja Michała Zabłockiego, dość ascetycznie, ale „smacznie” i rozpoznawalnie zilustrowana przez jego żonę, Agatę Dębicką, nie trafi pod strzechy, bo nie taka idea jej przyświeca. Autor rozprawia się za to w niej z pewnymi stereotypami i kalkami myślowymi, a uprawiana przez niego z pewną masochistyczną skłonnością samobiczowania się oraz przyznawania się do niedoskonałości – prowokacja intelektualna i formalna jest tej twórczości wyraźnym znakiem rozpoznawczym. Tak samo, jak wyraźny, autoironiczny dystans do swojej twórczości i niezbyt rozdętego „ego”, doskonale przedstawiony np. w wierszu „Zwrot” : „poszedłem się zwrócić ale mnie nie przyjęli/minął okres reklamacji/A nawet przydatności do spożycia/ Poza tym nie mam opakowania/ A na dowodzie brakuje pieczątki”.
Wierzę autorowi, który – biegły w wypuszczaniu na wolność swoich wierszy w wirtualnym świecie- deklaruje, że czasami „chciałby odwołać wczorajszy wiersz/ a przynajmniej niektóre jego wersy”. Zabłocki przecież jednak doskonale wie, że jego słowa, raz uwolnione żyją już w internecie odrębnym życiem i autor nie ma żadnych szans na ich zmianę. Wierzę mu również, kiedy lirycznie zapewnia, że „nie ma bardziej ulotnej postaci poezji/niż gdy się ją czyta ptakom”
Ale zdecydowanie nie wierzę mu natomiast, kiedy przekonuje nas (znów z tym samym przewrotnym błyskiem w oku, więc to wiele tłumaczy): „w zasadzie nie lubię poezji/ bo ją zbyt dobrze znam/Stwarza sugestię głębi/a pozostaje na wierzchu/ Piszą ją dyletanci zakochani w sobie/ Zręczni żonglerzy słów pozbawionych znaczeń”. I jeśli nawet tkwi w tej wiwisekcji ziarno prawdy, to jest to prawda ułomna, częściowa, w pewien sposób zniekształcająca obraz wiersza, który oczywiście bywa „błyskiem flesza do autoportretu” czy „efektowną kreacją mody na wybiegu”, ale zdarza mu się też być wierniejszym, bo wzbogaconym w autorską refleksję, odbiciem dookolnego świata. A poza tym, od każdej reguły bywają wyjątki i to one są najciekawsze, bo niepokorne i nieujarzmione. I do takich poetyckich wyjątków zalicza się właśnie Michał Zabłocki.
WOJCIECH FUŁEK
Michał Zabłocki, „Koleżanki mojej żony czyli błogostan_02”, wybór i redakcja: Gabriela Matuszek, opracowanie graficzne: Agata Dębicka, Poemat & Czuły Barbarzyńca, Warszawa 2015, Publikacja wsparta przez Fundusz Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAIKS