Janowska
Szanowni Państwo
miło mi was powitać
na kartach tej skromnej książki
Pewnego lipcowego dnia
płynąc po jeziorze Kalwa
w trakcie wakacji odbywanych tradycyjnie
u pierwszej żony swojego drugiego męża
Alina Janowska pomyślała:
Oto niebo bezchmurne nade mną
a prawo zbójeckie we mnie
Naprawdę wszędzie już byłam
i z wielu pieców jak to się mówi
wsuwałam zakalec świata
Jednego mi tylko brak
nie zaistniałam w poezji
I to nie w jakimś tam poślednim
okolicznościowym wierszyku
ale w poezji pełną gębą
drapieżnej i poruszającej
ryzykownej i brawurowej!
Szybko wydobyła organizm
z nadmiaru zimnej wody
Wykręciła właściwy numer i mówi:
Pisz synu pisz bo ja już niewiele pamiętam
Poczułem się dotknięty
zraniony do żywego
Przecież się nie nadaję
wybierz kogoś innego!
Uciekłem
nie dzwoniła już ani razu chyba
I trzech dób nie siedziałem w żołądku wieloryba
Aż w końcu kiedy wszystko naprawdę zapomniała
Jezioro Kalwa niebo i ciężar swego ciała
zebrałem się i piszę
A sens już się wyłania
że w tym wyłącznie celu
uczyłem się pisania